Ciemne chmury zbierają się nad krainami, które zdążyły już zapomnieć czym jest wojna.
Chłopak znikąd, z miejsca, którego nie ma na żadnych mapach, pojawia się w świecie, którego nie zna i nie rozumie. Jest zupełnie sam, bezbronny w swej naiwności. A jednak los obdarzył go Darem.

A co Ty byś zrobił, gdybyś taki otrzymał?

Drodzy czytelnicy!

Powieść „NIKO” jest debiutancką propozycją powieści fantasy. Zostanie ona wydana na zasadach pełnego self-publishingu. Oznacza to, że autor książki od początku do końca samodzielnie koordynuje etapy jej powstawania (od pisania do wydania niniejszej pozycji), ale także pokrywa z własnych środków koszty jej publikacji. Dlatego serdecznie zachęcamy do przedpremierowych zamówień egzemplarzy książki. Okażecie w ten sposób nieocenione wsparcie dla polskiego pisarza, ale także otrzymacie gwarancję wysyłki powieści w dniu jej premiery – zostaniecie jednymi z pierwszych posiadaczy tej fascynującej pozycji.

Rating: 5 out of 5.
„Czyta się bardzo dobrze. Krajobrazy odwiedzane przez główną postać są niezwykle obrazowo opisywane. Czasami mogłem poczuć ten vibe. Nie zabrakło ogromnie ciekawych i trafnych spostrzeżeń o funkcjonowaniu natury”

Radek z czasostrefy.pl

Rating: 5 out of 5.
„Cudowne widoki opisywane w niesamowity sposób, jest także humor, którym Autor mnie urzekł. Nie jest to bezczelne wyśmiewanie się, ale subtelny dowcip, dzięki któremu uśmiech gości na ustach i daje chwilę odpoczynku od fabuły, która im dalej tym bardziej nabiera pędu”

Kasia Tomaszewska z lubimyczytac.pl

Rating: 5 out of 5.
„Książkę czyta się błyskawicznie, strona za stroną, po prostu płynie się przez nią, nie zdając sobie sprawy, że zaraz koniec. (…)  Polecam wszystkim miłośnikom fantastyki, na pewno się nie zawiedziecieotacza. Z niecierpliwością czekam na kolejne tomy.”

Pasjonatka_książek1 z nakanapie.pl

Rating: 5 out of 5.
„Cała historia Nika jest bardzo dobrze przemyślana, dzieje się wiele, jednak nic nie jest bez znaczenia. Patrząc na to, że książka jest debiutem literackim Pawła Kolarzyka, naprawdę warto zatrzymać się przy niej. Udało mi się przeczytać kilka debiutów, ten prześciga w formie i wykonaniu wiele innych książek. Jest dopracowana, bohaterowie są ciekawi i różnorodni”

Marta Sztuka z nakanapie.pl

FRAGMENTY

Marzył już tylko o kilku godzinach snu. Brak snu jest jakby chorobą duszy. Zimny pot szroni zmarszczone czoło, a sprawny zazwyczaj, wręcz błyskotliwy umysł, z trudem pozwala przywołać najprostsze pojęcia. Przyłożył głowę do świeżo ściętych gałązek igliwia, wymoszczonych suchym mchem. Sen przyszedł nad podziw szybko, a właściwie przybiegł w postaci coraz bliższych kroków.
– Panie! Melduję! Nadjeżdżają nasi zwiadowcy – podniecony głos młodego chorążego był niestety jak najbardziej rzeczywisty – gnają co koń wyskoczy, pewnie wiozą ważne wieści. „Cóż, wyśpię się dopiero w grobie” pomyślał Niko otwierając z wielkim trudem jedno oko.”– Przyprowadź ich do mnie bez zwłoki – pociągnął kilka łyków zimnej, źródlanej wody, by jeszcze ten jeden, ostatni raz zmusić mózg do myślenia. Po kilku chwilach stanęli przed nim dwaj zziajani zwiadowcy, których przepocone odzienie parowało intensywnie w świetle rozpalonych pochodni. – Idą ku nam! – zakrzyknął młodszy z nich – Pochwyciliśmy języka panie, idą ku nam! Niko rozchylił dłonie i oburącz wykonał gest nakazujący uspokojenie emocji – Meldujcie składnie, kto idzie, skąd, w jakiej sile? – To głównie wozy z zaopatrzeniem, ale prócz wozaków i ciurów obozowych będzie jeszcze dziewięć, dziesięć setek młodego wojska. Siła ich – starszy wydawał się być bardziej opanowany – Zmierzają traktem północnym do Doliny Siedmiu Jezior. Idą w szyku ubezpieczonym, ale mnogość wozów sprawia, że przemierzają ledwie niewiele ponad dziesięć mil dziennie. Jutro staną na noc u wejścia do kotliny. Najdalej pojutrze w południe dotrą tutaj. – Mówicie dziewięć, dziesięć setek zbrojnych plus obozowi – uśmiechnął się do własnych myśli. Znał już wynik nadchodzącej batalii. Wobec jego sześciuset czterdziestu weteranów, tamci nie mieli prawie żadnych szans. – Tak jest dostojny panie, obserwowaliśmy cierpliwie ich obóz. Ja sam pochwyciłem języka, mój starszy brat pilnuje teraz jeńca, a my nie zwlekając przyjechaliśmy z meldunkiem – młodszy uśmiechnął się od ucha do ucha, nie przejmując się wcale brakiem kilku zębów. – Sam żeś go pochwycił? – Tak panie, czekałem cierpliwie w ciemności i sam do mnie przyszedł. Stojący wokół oficerowie zaśmiali się gromko – Sam do ciebie przyszedł?! – Nie trzeba się śmiać. Wyszedł z obozu za potrzebą, a że młody jeszcze i widać wstydliwy, oddalił się aż do krzaków jałowca, w których akuratnie czatowałem. Serce mam miękkie, więc kulturalnie dałem się chłopakowi najpierw załatwić i dopiero jak wstawał, poczęstowałem regulaminowo pałką przez łeb. Stojący bliżej poklepali z uznaniem dzielnego żołnierza po ramionach. – Wiozą mnóstwo dobra dla armii generała Walkenhorna: nowe, lepsze pancerze, mnóstwo strzał, oszczepów, amfor z płonącym olejem, a nawet kilka tych diabelskich, rozłożonych machin wojennych. Do tego tyle mąki i ziarna, suszonego mięsa i ryb, piwa i wina, smalcu i oliwy, że i przez pół roku całą armię wyżywi.

>> czytaj więcej

– „Witaj” – głośno i wyraźnie usłyszał w swojej głowie. Sparaliżowany nieokreślonym, zupełnie innym niż dotychczas znanym mu strachem, zaczął nerwowo rozglądać się po wszystkich zgromadzonych w wielkiej sali, gdy drugi raz usłyszał bardzo wyraźnie – „Witaj!” Nikt z obecnych nie spojrzał nawet w stronę Nika. Zaczął więc wytężać wzrok by dostrzec nadawcę komunikatu na wewnętrznych balkonach, a gdy i tam nic nie dostrzegł, powrócił do gorączkowego ogarniania wzrokiem wszystkich obecnych na parterze sali audiencyjnej. Kiedy opadło pierwsze zdumienie zdał sobie sprawę, iż osoba która zagościła w jego głowie musi znajdować się wśród zaproszonych gości. Zapewne kryła się wśród delegacji lorda Rastenbroucha, który właśnie przemawiał i najwyraźniej był bardzo ukontentowany kwiecistą wymową i głębokim tembrem własnego głosu. Niko skupił się na rycerzach stojących tuż za lordem, ubranych w pyszne zbroje paradne, trzymających i w lewych dłoniach szpiczaste hełmy. Nagle dostrzegł błąkający się uśmiech na twarzy wysokiego, choć przez swój skromny strój niepozornego człowieka. Prawdopodobnie sekretarza lub pisarza, który w szaro-czarnym habicie stał w drugim szeregu i nawet nie patrzył się w jego stronę. Skupił na nim swoje spojrzenie, tak jakby samą siłą woli mógł go zmusić do ujawnienia. – „Witaj” – usłyszał po raz trzeci – „I gratuluję intuicji. Tak, to właśnie ja.” Człowiek w habicie błyskawicznie przeniósł wzrok i spojrzał Nikowi nie tylko w oczy, ale głęboko w jego duszę, powodując że ciarki przebiegły mu po całym ciele. – „Skoro umiesz czytać w myślach już wcześniej powinieneś domyślić się, że ja również dysponuję tym Darem. Ale według mojej pobieżnej oceny wiele wskazuje na to, że jesteś dopiero początkującym adeptem tej niesamowitej, lecz jednocześnie niełatwej sztuki. I jak zapewne się domyślasz, jeszcze wiele nauki przed tobą. Ale gdzie też podziały się moje dobre maniery? Jestem Thomas de Markuzel, sekretarz lorda Rastenbroucha i… ale o tym porozmawiamy w bardziej sprzyjających okolicznościach.” – „Jestem Niko, służę…” -„Wiem przyjacielu.” -„Przyjacielu? Przecież się nie znamy…” -„Wybacz, ale tak rzadko spotykam Obdarzonych, że automatycznie uważam ich za swoich przyjaciół.”

>> czytaj więcej

-Wiecie dlaczego nie zginąłem otoczony przez całe mrowie nieprzyjaciół? – zagrzmiał potężnym głosem. Bo przy życiu trzymała mnie jedna myśl. Nie mogę umrzeć, dopóki nie dopadnę ostatniego z was, sucze syny!Dla naszych wrogów, których wielu nie zobaczy już swoich żon i dzieci, bo ostatni pocałunek złożył im mój Brytan – wysunął częściowo z pochwy swój ciężki, dwuręczny miecz – żywię szacunek. Zginęli śmiercią godną prawdziwego męża. Ale dla was mam jedynie wstręt i pogardę, wy gównojady!– Zwyczajową karą dla tchórzliwych uciekinierów jest zdziesiątkowanie oddziału – kontynuował – Ale pan generał dał mi wolną rękę i dla was zrobię wyjątek. Ukatrupię was wszystkich! – Nie godzi się mości setniku, to wbrew prawu i zwyczajom. Po tych słowach zapadła prawdziwie grobowa cisza. – Kim jesteś larwo, że ośmielasz się mi przerywać? Z trawy powstał wysoki mężczyzna, o kwadratowej szczęce – Jestem setnikiem, takim jak ty. (…) I gdy wszyscy zdążyli już pomyśleć, iż darował życie swemu antagoniście, obrócił się błyskawicznie wyprowadzając precyzyjne cięcie. Odcięta głowa dynamicznie potoczyła się po ziemi, przedziwnym zbiegiem okoliczności zatrzymując się dokładnie między nogami drugiego milicyjnego setnika. Jednak bezgłowe ciało nie opadło, lecz uparcie trwało w pozycji wertykalnej. Z przeciętej tętnicy szyjnej rytmicznie tryskała ku górze fontanna krwi. Ponad tysiąc par oczu obserwujących pojedynek wpatrywało się w tą upiorną scenę. Kiedy wreszcie wśród kompletnej ciszy ciało uderzyło z głuchym hukiem o ubitą ziemię, prawie wszyscy z obserwujących mieli trupioblade twarze. Kilkunastu ludzi zwymiotowało, a mimo to nikt z pozostałych nie pozwolił sobie z tego powodu na drwiny. Pierwszym, który otrząsnął się po tej przerażającej scenie był zwycięzca pojedynku. Czubkiem miecza wskazał setnika, który między łydkami ściskał głowę swojego kolegi po fachu. – Twoja kolej, stawaj do walki!…

>> czytaj więcej

Z daleka ujrzeli dwudziestoosobową grupę pieszych mężczyzn, odzianych głównie w skóry dzikich zwierząt. Ponad ich głowami, na wysokiej pice, osadzona była odcięta głowa. Charakterystyczny typ hełmu zdradzał, że należała do zarhorańskiego żołnierza. Zapewne zwiadowcy albo marudera. – Witajcie, dobrzy ludzie – powiedział Niko, osadzając wierzchowca przed niewielką kolumną. – Z tego, co widzę, nie kochacie wrogiej armii. – Wskazał na odcięty czerep. – Zrobiliśmy zasadzkę i ubiliśmy ścierwo. – Krępy, niewysoki, łysy mężczyzna o idealnie okrągłej twarzy i rumianych policzkach splunął na ziemię. – Długo trwała ta bitwa? Dwudziestu na jednego… pewnie nie było łatwo. – Kawalerzyści zaśmiali się głośno na te słowa. – To na początek, ubijemy ich więcej – odpowiedział trochę zakłopotany. – Ten tutaj to tylko tak… na dobrą wróżbę. – A kim jesteście i dokąd zmierzacie? – My, panie, tutejsi, znaczy się miejscowi leśni ludzie. Sami bartnicy. – I smolarze – dodał stojący tuż za nim wysoki brodacz o obliczu tak ponurym, że sama Śmierć mogłaby się przestraszyć. – A kto wami dowodzi? – Okazało się, że to ja liczę najwięcej wiosen, więc chłopcy mnie nakazali dowodzić. – Łysy mężczyzna wydawał się nieco zawstydzony, ponieważ 251 rumieniec z policzków rozlał się prawie na całą jego twarz. – Wołają mnie Geolf, a ten tutaj to mój zastępca, zwą go Swalward. – Wskazał na brodacza. – Ale to tylko tak na chwilę, bo zmierzamy oddać swoje usługi pod rozkazy dowódcy, który ze swoją armią krąży po okolicy. Maśko ich widział i wiele zdążył zasłyszeć o tym potężnym wojowniku – powiedział Geolf z przekonaniem. Bez zbędnego przystanku zaczął go opisywać. – To wielki wojownik, panie. Jeszcze w Kalicji sam jeden położył trupem tuzin wrogów, by wyrwać się z okrążenia. A na moście nad daleką Plavą, razem ze swoimi dwoma oficerami, samotrzeć zatrzymali całą wrogą armię przez dobre dwie godziny. – Ja słyszałem, że przez trzy – wtrącił Swalward głębokim basem. – Nie obraź się, panie, bo pewnie też niezgorzej znasz się na wojaczce – Geolf ogarnął wzrokiem Nika od stóp do czubka głowy – ale nie miałbyś przy nim na ubitej ziemi najpewniej żadnych szans. Jest od ciebie wyższy o dobrą głowę. – Ja słyszałem, że o dwie. Dowódca przywołał w pamięci najwyższych i najpotężniejszych oficerów służących w darmackiej armii, zastanawiając się, o którego z nich może chodzić. – Pod jego sztandarami służą sami wybierani i doborowi żołnierze, a jest ich nie mniej niż trzy tysiące. – Ja słyszałem, że pięć! – odezwało się głębokie jak studnia echo. Niko poczuł nagle nieodpartą złość na swoich zwiadowców, którzy dotychczas nie wytropili tak potężnych, przyjaznych sił i postanowił wyciągnąć wobec nich surowe konsekwencje. Jednocześnie poczuł ogromną ulgę, ponieważ dotychczas sądził, iż jego oddział jest ostatnią darmacką siłą polową operującą na północy, pomiędzy Primburgiem a górami. – A jak nazywa się ten wielki wódz, o którym tak barwnie opowiadacie? Geolf mocno zmarszczył czoło. Po dłuższej chwili ze złością machnął ręką. – A bodaj cię, znowu zapomniałem. 252 Obrócił się ze złością na pięcie i krzyknął głośno – Maśko, a postąp no tutaj! Młody mężczyzna podbiegł, mnąc w rękach swoją burą, kudłatą czapkę. – Przypomnij, jak zwą tego herosa, pod którego sztandar zmierzamy! – Dostojny panie! – Skłonił się głęboko. – Nazywają go Niko Willemson…

>> czytaj więcej

O AUTORZE

PAWEŁ KOLARZYK

Mieszkający w Krakowie i z tym miastem nieprzerwanie od urodzenia związany. Absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego. Znawca historii średniowiecza, zarówno polskiej, jak i powszechnej. Zamiłowanie do historii, polityki i literatury popchnęło autora do napisania debiutanckiej powieści „Niko”, która jest pierwszą częścią czterotomowej sagi fantasy.

KONTAKT

    niko@niko-saga.com